Na łące w słońcu
na zielonej trawie
pasą się dwie krowy
identyczne prawie.
Obie są łaciate
w czarno-białe plamy,
para pięknych rogów
zdobi młode damy.
Filuterna grzywka
w loczki zaś się wije,
a przepiękne dzwonki
okalają szyje.
Tylko jeden szczegół
różni te dwie panie:
jedna z nich jest zawsze
brudna niesłychanie.
Pierwsza o higienę
dba jak lis o kurki,
druga nie dba wcale:
to się sturla z górki,
to z rozmachem wielkim
wskoczy do bagniska
albo wodą z błotem
chętnie się opryska.
To się rzuci w trawę,
to w jagodach klęknie
twierdząc, że bordowy
pasuje jej pięknie.
Nic jej brud nie wadzi,
a nawet, gdy się nudzi,
to i świeżym plackiem
tu i tam się zbrudzi.
No i je jak świnka!
Mlaska, siorbie, pluje –
i ten brak ogłady
nic jej nie krępuje.
A do tego cuchnie
jak stare skarpety,
jak zgniłe jaja
i pacha atlety!
– Mi to nie przeszkadza –
deklaruje krowa.
– Czystość, woda, mydło,
toż to próżna mowa.
I chętnie dowiodę,
że to nic nie szkodzi,
kiedy się jak świnka
utytłanym chodzi.
Żadna to różnica –
czym ci pachnie skóra! –
rzekła krowa, po czym
w błoto dała nura.
Czas powoli leci,
słonko miło praży,
siądźmy zatem w cieniu,
sprawdźmy, co się zdarzy.
Zaraz po posiłku
nasza czysta krowa
pod zieloną wierzbą
przed słonkiem się chowa.
Głowę złożyła
blisko swego brzucha
i z głębi żołądka
miłych szmerów słucha.
I tak jest jej błogo,
że się chwilę zdrzemnie.
Brudna – choć ma chęci,
próbuje daremnie
wyleżeć na trawie
w spokoju i ciszy.
Nad uchem bez przerwy
dziwny hałas słyszy.
Ciągle jakaś mucha
to w ucho ją skubie,
to w oko wlatuje
albo w nosie dłubie.
I choć ogonem
brudna chce się bronić,
natrętów ni trochę
nie może przegonić.
Więc sapie i prycha,
w złości pokrzykuje,
że się z łobuzami
zaraz porachuje!
Lecz to nic nie daje,
bo przy takiej woni
brudolubnych muszek
ogon nie przegoni.
I tak na tej brudnej
zasiadły much stada.
Ta druga tak czysta,
że mucha nie siada!
I tylko pod nosem
cichutko chichocze,
bo zmagania brudnej
są całkiem urocze.
Najpierw ogonem
leniwie machała,
a przy tym często
i z mocą wzdychała.
Potem groziła,
że muchy pozjada,
lecz muchy wiedziały,
że tylko tak gada.
Potem uszami
machać zaczęła,
a także szczęką
(skąd pomysł ten wzięła?)
i to nie przyniosło
żadnej korzyści.
Próbowała zatem
skryć się w kupie liści,
ale tam nie doszła,
bo wstrętne muszyska
zaczęły się cisnąć
do krowiego pyska,
a także do uszu
i oczu niebogi.
Tego było nadto!
Napięła więc nogi
i z całej siły
wyskoczyła w górę,
wytrząsając z grzbietu
czarnych robactw chmurę.
I gest ten powtórzyła
po raz trzeci, czwarty,
ale rodzaj muszy
bardzo jest uparty
i za każdym razem –
zero skrępowania –
siadał na jej skórze
gotów do szczypania.
Biedna brudna krowa
miota się szalenie,
atak much to dla niej
istne utrapienie!
I skacze, i się turla,
natrętów odgania,
a wszystko to próżne,
daremne starania.
A teraz już biegnie
dookoła łąki,
a za nią lecą
muchy, meszki, bąki
i pełne zacięcia
w zadek ją skubią,
bo brudna krowa
to to, co lubią!
Brudaska muczy,
beczy już prawie,
a czysta bez stresu
leży sobie w trawie
i tylko jedno
po głowie jej chodzi:
KTO SIĘ NIE MYJE,
SAM SOBIE SZKODZI!
Autor: Monika Dereniowska
Ilustracja: Lena Grzesik Illulena oraz Helena Murawska moohoo illustrations